Azja południowo-wschodnia
sobota, 1 października 2016
Dzień 15: Ostatni spacer po ulicach Singapuru
Po porannym wybryku pt. "oglądanie wschodu słońca" o zbyt wczesnej porze postanowiliśmy rozpocząć zwiedzanie późnym popołudniem, by uniknąć wysokich temperatur, a przy okazji skorzystać z cudownej, nocnej aury Singapuru. Polecamy wszystkim, przede wszystkim tym, którzy są tutaj dłużej niż 2 dni, rozpoczynać zwiedzanie o 14. Singapur jest przyjaznym miastem do zwiedzania nocnego z kilku powodów. Po pierwsze w ciągu dnia jest bardzo gorąco, przynajmniej we wrześniu. Po drugie Singapur to miasto wieżowców, które pięknie prezentuje się nocą. Po trzecie, życie mieszkańców zaczyna się po pracy. Był to nasz ostatni nasz dzień w Singapurze, więc postanowiliśmy w okolicach Mariny Bay pospacerować. Uwieńczeniem spaceru był pokaz światła i dźwięku w Parku Gardens by the Bay, przy słynnych kwiatach.
Dzień 14: Marina Bay Sands
Cały dzień minął nam w tym najsławniejszym hotelu w Sinagapurze - Marina Bay Sands. Będąc w tym mieście nie sposób go nie zauważyć, jest uroczy, wznosi się nad zatoką. Wszyscy przybywający tutaj ludzie, czy z lądu, czy z powietrza, czy z morza widzą ten hotel. Posiada on największy, bez krawędzi basen, usytuowany na samym dachu hotelu (57 piętro). Z basenu roztacza się widok nie do opisania, same serce Sinagapuru - dzielnica biznesowa z jednej strony. Z drugiej strony Skyparku można oglądać piękne ogrody Gardens by the bay i zakorkowaną zatokę olbrzymimi kontenerowcami. Z punktu widokowego rozpościera się widok na resztę miasta i na tor F1. Tor uliczny - jeden z niewielu na świecie - na którym organizowane są wyścigi F1 od 2008, zresztą pierwszy na świecie przy sztucznym oświetleniu, co w połączeniu z wilgotnym klimatem czyni ten tor jednym z najbardziej niebezpiecznych na świecie. Przebywanie w Skyparku, czyli w całym kompleksie na samym dachu hotelu zarówno za dnia jak i w nocy jest wspaniały doświadczeniem, zresztą może chociaż zdjęcia opisują w niewielkim stopniu to, o czym piszemy:
piątek, 30 września 2016
Dzień 13: Chinatown, dzielnica biznesowa i Gardens by the Bay
Od rana słońce grzało bardzo mocno, jakieś 35 stopni i zero wiatru. W takiej aurze rozpoczęliśmy zwiedzanie od Chinatown, próbując unikać za wszelką cenę skwaru. Byliśmy już w wielu dzielnicach chińskich na cały świecie, ale to w Singapurze jest jedyne w swoim rodzaju z kilku powodów. Po pierwsze są tam sklepy, w których podane są ceny produktów i nie trzeba się targować (!!! super !!!).
Po drugie nikt nie namawia do żadnych zakupów, nikt nie pyta, w końcu dobre maniery. Po trzecie, wreszcie!! tutaj jest czysto, schludnie i pomimo tandety w sklepach to jest ona jakaś w "guście". Ponadto, w dzielnicy można zobaczyć świątynię hinduistyczną Sri Mariamman Temple (chyba nie warto zaglądać).
Dodatkowo, świątynię buddyjską Buddha Tooth Relic Temple, całkiem spora z muzeum w środku. Zrobiona z przepychem, a figurek buddy jest tam tysiące.
Od Chinatown płynnie przeszliśmy do dzielnicy biznesowej idąc w kierunku Gardens by the Bay.
Była akurat pora obiadowa, a tak więc zobaczyliśmy co to tak naprawdę znaczy Mordor, cały Singapur to jeden wielki Mordor, a Domaniewska w Warszawie może się umywać. Tutaj wszystko jest fantastycznie zorganizowane. Samochodami jeżdżą chyba tylko prezesi i taksówkarze. W sumie nie dziwi nas to, bo w Singapurze trzeba płacić jakieś 10000 dolarów za licencję jazdy na 10 lat. Do tego za każdy kilometr płaci się podatki (w silniku zamontowany jest licznik kilometrów). Poza tym samochody, które mają ponad 10 lat płacą większe podatki. I tym sposobem nie mamy w Singapurze w ogóle żadnych korków pomimo kilku milionów ludzi. A na ulicach same Mercedesy, Porshe i co tam sobie można wyobrazić.
Po drugie nikt nie namawia do żadnych zakupów, nikt nie pyta, w końcu dobre maniery. Po trzecie, wreszcie!! tutaj jest czysto, schludnie i pomimo tandety w sklepach to jest ona jakaś w "guście". Ponadto, w dzielnicy można zobaczyć świątynię hinduistyczną Sri Mariamman Temple (chyba nie warto zaglądać).
Dodatkowo, świątynię buddyjską Buddha Tooth Relic Temple, całkiem spora z muzeum w środku. Zrobiona z przepychem, a figurek buddy jest tam tysiące.
Od Chinatown płynnie przeszliśmy do dzielnicy biznesowej idąc w kierunku Gardens by the Bay.
Była akurat pora obiadowa, a tak więc zobaczyliśmy co to tak naprawdę znaczy Mordor, cały Singapur to jeden wielki Mordor, a Domaniewska w Warszawie może się umywać. Tutaj wszystko jest fantastycznie zorganizowane. Samochodami jeżdżą chyba tylko prezesi i taksówkarze. W sumie nie dziwi nas to, bo w Singapurze trzeba płacić jakieś 10000 dolarów za licencję jazdy na 10 lat. Do tego za każdy kilometr płaci się podatki (w silniku zamontowany jest licznik kilometrów). Poza tym samochody, które mają ponad 10 lat płacą większe podatki. I tym sposobem nie mamy w Singapurze w ogóle żadnych korków pomimo kilku milionów ludzi. A na ulicach same Mercedesy, Porshe i co tam sobie można wyobrazić.
Gardens by the Bay, trzeci punkt, który trzeba zobaczyć będąc w Singapurze. Przeogromny park nad zatoką w centrum miasta. Mnóstwo zieleni i cennych pomysłów architektonicznych, które zresztą jak czytaliśmy były często nagradzane. Dzisiaj zdążyliśmy tylko zwiedzić dwie Flower Dome i Cloud Forest. W pierwszym można zobaczyć rośliny z całego świata, a wszystko w klimatyzowanych, przeszklonej kopule.
W drugim głównie wodospady i chmury sztucznie wytworzone. Nigdy czegoś takiego nie widzieliśmy. Robi wrażenie, i jest warte 28 dolarów za wstęp. Zresztą zobaczcie zdjęcia:
W drugim głównie wodospady i chmury sztucznie wytworzone. Nigdy czegoś takiego nie widzieliśmy. Robi wrażenie, i jest warte 28 dolarów za wstęp. Zresztą zobaczcie zdjęcia:
Subskrybuj:
Posty (Atom)