poniedziałek, 26 września 2016

Dzień 10: Pura Ulun Danu, czyli jeziorko i balijskie góry



Pełni zapału wyruszyliśmy dzisiaj do Pura Ulun Danu, jest to świątynia hinduistyczna zbudowana na jeziorze Bratan w rejonie Bedugul. Trasa była bardzo przyjemna, połowa drogi była w miarę prosta,



a druga połowa jak serpentyna i to w górach, czuliśmy się jak na jakimś rajdzie tymi skuterami. Do tego często był korek, więc proces wyprzedzania był naprawdę fascynujący. Już pod koniec trasy zorientowaliśmy się, że oprócz jeziora, mamy okazję zobaczyć plantacje truskawek Balijskich. Oczywiście kupiliśmy je, aby porównać z polskimi, no cóż…wiadomo, że nasze lepsze.


Balijskie smakują jak trochę niedojrzałe i do tego są kwaskowate. Wracając do celu podróży, nawigacja jakoś źle nas poprowadziła i podjechaliśmy pod Ulun Danu jakby od tyłu, coś czuliśmy, że pusty parking świadczyć może o tym, że to nie to miejsce, ale miły przypadkowo spotkany mieszkaniec powiedział, że jesteśmy w dobrym miejscu. Co się okazało? Że turyści o tym nie wiedzą, ale jest jakby wejście do parku i jeziora jakby od tyłu. Uniknęliśmy opłat za parking i wejście sami o tym nie wiedząc. Przy okazji oglądając jakąś hinduistyczną procesję.




Co poza tym? Świątynia na jeziorze, a wokół góry i pogoda zmienna jak kalejdoskopie (słońce, burza, ulewa, słońce, itd. – wszystko w przeciągu 15 minut). Za to odpowiedzialne są monsuny w porze suchej. Widoki za to nie do opisania, ale może poniższe zdjęcia, choć w niewielkim stopniu oddają to co my widzieliśmy:



















W drodze powrotnej kilka razy zatrzymywaliśmy się. Najpierw po to, aby podziwiać widoki z Balijskich gór i nie tylko, bowiem pierwszy raz zobaczyliśmy na drodze dwa meczety (muzułmanie stanowią jakieś 4%, więc jest to mniejszość, ale widać zgromadzona licznie wokół Pura Ulun Danu). Potem byliśmy zmuszeni zatrzymywać się co kilka kilometrów, bo padał deszcz, a na skuterach jest on bardziej odczuwalny.
Obiad postanowiliśmy zjeść w Ubudzie, miejsca szukaliśmy ponad godzinę. Wreszcie znaleźliśmy knajpkę, w którym stołowali się tylko miejscowi. Wystrój był „podstawowy”, a raczej go nie było. Za to było gdzie usiąść.



Naczynia i garnki zmywano w dwóch wielkich miskach, a po co zmywarki czy tam wyparzarki? :D



Jedzenie natomiast było wyśmienite: zupka jak polski rosołek tylko z ichniejszymi przyprawami, do tego gotowany kurczaczek z warzywami i coś tam jeszcze, pychotka. A to wszystko za 7 zł



Współrzędne (-8.517910,115.268944) na GoogleMaps



P.S. Polecamy wymieniać pieniądze na Bali w autoryzowanych kantorach. W Ubud znaleźliśmy tylko takie jeden (Jl. Raya na zachód od Ubud Palace) , ale może źle szukaliśmy. W każdym innym biorą prowizję za wymianę pieniędzy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz